Żyjemy w czasach pełnych okrucieństwa. Dotyczy to nie tylko tego jak ludzie traktują się nawzajem ale także dobrostanu innych czujących istot. Wszyscy przejmujemy się smutnymi wiadomościami, których coraz więcej nas otacza, a spolaryzowane media tylko pogłębiają ten efekt.
Dobra wiadomość jest taka że każdy z nas, tu i teraz, może coś zrobić dla dobra otaczających istot, podejmując świadome decyzje zakupowe. Na szczęście coraz więcej mówi się na temat empatii i szacunku do zwierząt i coraz więcej firm chwali się używaniem tylko produktów spod znaku „cruelty free”. Do takich firm zalicza się warszawski salon Let’s make up, gdzie informacja że kosmetyki nie są testowane na zwierzętach wita nas już na stronie głównej. W ten sposób firma przyczynia się do promowania tej idei wśród swoich klientek.
Temat cruelty free jest długi jak rzeka i kontrowersyjny jak dwie długości rzeki.
Hasło „cruelty-free” nadal budzi trochę kontrowersji i nie jest dla wszystkich jasne. W teorii wydaje się czymś oczywistym, że krzywdzić innych nie wolno i zwyczajnie nie mamy do tego jakiegokolwiek prawa, ale jednak szeroko pojmowana empatia w wielu przypadkach przegrywa z chęcią zysku. Zobaczmy więc jak wygląda rynek kosmetyczny i czym naprawdę są kosmetyki „wolne od cierpienia”.
Okrucieństwo w imię piękna
1,2,3,4,5,6…co 6 sekund w laboratorium wiwisekcyjnym na całym świecie umiera zwierzę. Nasi bracia mniejsi poddawania są najwymyślniejszym torturom. Należą do nich przypalanie, chirurgiczna ingerencja w mózgu czy wystawianie skóry na działanie silnych substancji toksycznych i to rzecz jasna bez znieczulenia. Jedna z działaczek Animal Liberation Front powiedziała kiedyś, że gdyby ludzie wiedzieli co każdego dnia dzieje się w laboratorium, to ich życie zmieniło by się o 180 stopni bo nie mogli by zaakceptować tego, i trudno by im było przestać myśleć o okrucieństwie, którego doświadczają nasi bracia mniejsi. To co wiadomo nam na temat wiwisekcji jest tylko kroplą w morzu tego co się naprawdę dzieje.
Czy nauka działa na rzecz sprzedaży za wszelką ceną czy dla dobra ludzi i zwierząt? Znęcanie się nad zwierzętami w imię próżności daje na to pytanie smutną odpowiedź. Bo myli się ten, kto sądzi, że testowanie kosmetyków na zwierzętach polega na malowania ich oczu czy ust cieniem bądź szminką – a tak to sobie czasem wyobrażają amatorki piękna.
Niestety sprawa wygląda tu zupełnie inaczej; , bo zwierzęta oślepia się, wpuszcza się im do oczu toksyny bądź nakłada na wcześniej zranioną skórę chemiczne substancje i pod wpływem intensywnego promieniowania UV obserwuje „efekt”. Oczywiście trzeba też przeprowadzić test toksykologiczny, zatem i do żołądka wprowadza się przeróżne substancje – to tak pokrótce… Na tym właśnie polegają testy na zwierzętach.
W końcu nadszedł 1980 roku i jeden z najbardziej skutecznych aktywistów, czyli Henry Spira opublikował ogłoszenie w The New York Times. Przedstawiało ono królika po teście Draize’a . Zadał na łamach gazety też pytanie:
Jak wiele królików Revlon oślepia w imię piękna?
Gdy ludzie zobaczyli jak wygląda jeden z najczęściej wykonywanych testów ich podejście do praw zwierząt się zmieniło i masowo zaczęli rezygnować z kupowania produktów testowanych na zwierzętach, zaś sama firma Revlon przekazała 750 000 dolarów darowizny, aby sfinansować badania. Za nią poszły inne marki takie jak Avon, Bristol Meyers, Estée Lauder, Max Factor, Chanel i Mary Kay Cosmetics. Tak powstało Center for Alternatives to Animal Testing. Myli się ten kto sądzi, że potem już było miło i przyjemnie. Zwierzęta nadal umierały i umierają w imię piękna i próżności.
UE zajęła stanowisko w 2004 r. Od tego czasu obowiązuje obowiązuje zakaz testowania produktów na zwierzętach. Od 2009 roku, dotyczy on także wszystkich składników kosmetycznych. Co więcej, od 2013 r. nie można sprzedawać kosmetyków testowanych alternatywnymi metodami. Jednak jak się zaraz przekonacie nadal ten przepis jest obchodzony, ale o tym za chwilę.
Kosmetyki cruelty free – czy są droższe?
W teorii na terenie UE jest całkowity zakaz sprzedawania kosmetyków testowanych na zwierzętach. Ale jak to zwykle bywa, duże koncerny często twierdzą, że ograniczają testy, ale robię to tylko z konieczności, bo obliguje ich do tego prawo. Pomyślcie tylko, że firma Avon na swoich produktach umieszcza znak „not tested on animals”, co jest tak naprawdę dużym przekłamaniem, bo sprzedaje też kosmetyki na rynku chińskim, gdzie testowanie jest obowiązkowe.
Aby chwalić się byciem „crualty free” nie wystarczy że nie sprzedajesz testowanych kosmetyków na ograniczonej liczbie rynków, nie wystarczy że w konsorcjum znajduje się jedna spółka która mieni sie wolną od okrucieństwa, podczas gdy nie dotyczy to jej spółek-córek, spółek-matek, -ciotek i innych -kuzynów
Rzecz jasna wybierać takie produkty, które nie tylko nie były testowane na zwierzętach, ale w swoim składzie nie mają również substancji pochodzenia zwierzęcego. Jeżeli zastanawiacie się, czy są droższe, to odpowiedź może być jedna i brzmi „nie”. Cena kosmetyków „wolnych od okrucieństwa” nie jest wyższa, a bezpieczeństwo ich stosowania jest większe. Przede wszystkim wykorzystuje się badania in vitro . W tym przypadku systemy komputerowe pozwalają na izolację tkanki ludzkiej bądź narządu w celu przeprowadzenia badań w kontrolowanym środowisku. Tkanka jest ludzka i rzecz jasna nie jest to abortowany płód. Można zakupić więc dobre kosmetyki wegańskie czy nawet znanych marek, które rzeczywiście są bezpieczne, skuteczne i przy ich produkcji nie zabito żadnego zwierzęcia.
Dlaczego popularne marki testują na zwierzętach?
Popularne marki testują na zwierzętach, bo nie mają ochoty inwestować w rozwój firmy, a testy na zwierzętach są tańsze, choć oczywiście wcale nie są skuteczne. Pomyślcie tylko, że koncerny robią to tylko i wyłącznie po to, aby być „kryte”. Jeżeli jakiś kosmetyk wywoła u Was ciężką alergię czy zaszkodzi bądź okaże się potencjalnie rakotwórczy, to korporacje nie ponoszą odpowiedzialności – w końcu mają wyniki testów na zwierzętach, które nic takiego nie wykazały. Pamiętajcie, że organizm ludzki jest inny niż zwierzęcy. Zatem wyniki testów na zwierzętach nie są w żadnym przypadki miarodajne, a wręcz przeciwnie – wyniki są przekłamane. Drugą sprawą jest to, że Chińska Republika Ludowa wymaga by kosmetyki, które trafiają na ten rynek były przetestowane, zatem co robią duże firmy? Zakładają laboratoria albo zlecają testy innych firmom i także są kryte. Co każdy z nas może więc zrobić? Dokładnie sprawdzać, co kupuje!
Kosmetyki cruelty free – jak sprawdzić czy produkt nie był testowany na zwierzętach?
Naszym moralnym obowiązkiem jest sprawdzanie czy kosmetyki, których używamy nie są testowane na zwierzętach. Piękno istnieje tylko wtedy, gdy powstało bez okrucieństwa. Dlatego przy zakupie naprawdę trzeba uważać, by nie zostać oszukanym. Nie wystarczy znaczek przekreślonego królika czy podpis „nie testowane na zwierzętach”, bo firmy oszukują i owszem finalnego produktu nie testują, ale składniki już tak. Warto szukać produktów, które posiadają natomiast oznaczenie „cruelty-free”. Na pewno warto wejść na stronę: https://www.crueltyfreekitty.com/list-of-cruelty-free-brands/, gdzie regularnie odświeżana jest lista producentów, którzy wyznają etyczny konsumpcjonizm i nie testują na zwierzętach. Także „PETA” publikuje takie listy. Warto więc przed zakupem sprawdzić, czy dana marka nie testuje i czy stawia na dobrostan zwierząt. W końcu to nasi bracia mniejsi, a nie rzeczy, które można wyrzucić i traktować gorzej od śmieci.
Przeczytałaś wpis i uważasz że może zrobić coś dobrego? Poleć go na swojej tablicy lub blogu!
PS listę firm z ich statusem cruelty free znajdziedzie na przykład tutaj